Dziennik „Polska the Times” piórem red. Joanny Miziołek powyzłośliwiał się na temat młodych kandydatek PiS do Sejmu - w tym niżej podpisanej. Sugestie autorki, że jesteśmy „paprotkami” Kaczyńskiego, oparte zostały jednak na bardzo dziwacznych podstawach.
Ja np. zostałam paprotką Kaczyńskiego tylko dlatego, że jakiś czas temu opublikowałam tekst, w którym pisałam, że kobiety stworzone są do zupełnie innych rzeczy niż mężczyźni (co jest faktem, o czym świadczy choćby rozgrywanie osobnych zawodów dla pań i panów w szachach). Dzisiaj zaś jestem "kandydatką z list PiS do Sejmu i propagatorką udziału kobiet w życiu publicznym”- co ma być, jak wynika z wydźwięku artykułu red. Miziołek, uderzającą sprzecznością.
Aby uwydatnić ten przekaz, dziennikarka poprosiła o komentarz prof. Kazimierza Kika, który powiedział: „Wypowiedzi młodych kobiet, które uderzają w nie same, wcale mnie nie dziwią. Bo one mówią dokładnie to, co myślą ich koledzy politycy. To są kobiety różańcowe. Są niczym świeczki u stóp tronu Jarosława Kaczyńskiego (...) Wszyscy popieramy to, aby młode kobiety dostały szanse na start w wyborach. Ale one nie potrafią bronić własnych interesów i stają się tylko instrumentami w rękach sztabowców”.
Do przenikliwych myśli prof. Kika, który przez dwadzieścia lat (1970-1990) był świeczką u stóp tronu Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, trudno się nawet odnieść, ale pani redaktor - która z namaszczeniem podpiera się jego autorytetem w walce z „seksizmem” - powinna sprawdzić, jaki procent członków Biura Politycznego KC PZPR stanowiły wówczas kobiety (zwłaszcza młode i nieróżańcowe, które na czele z Kazimierzem Kikiem i Joanną Miziołek „wszyscy popieramy”).
Wróćmy jednak do paprotek. Sylwia Ługowska także nią jest, bo - jak czytamy w dzienniku „Polska the Times” - zaliczyła „medialną wpadkę”. Jaką? „Podczas jednego z pierwszych programów telewizyjnych, do którego została zaproszona, podsumowując zorganizowany przez PiS Kongres Kobiet Prawicy, przyznała, że dostrzega różnice w pozycji i traktowaniu kobiet na wsi i w miastach, ale nie może drążyć tego tematu, bo nigdy nie żyła na wsi”. Szokujące, prawda? Przy takiej strasznej „medialnej wpadce” blednie nawet wylansowany przez „Polska the Times” news, że jeden z pilotów Tu-154 tuż przed katastrofą smoleńską wołał: „Patrzcie, jak lądują debeściaki!”.
Inne młode kobiety startujące z list PiS (Ilona Klejnowska i Anna Rożek) to również paprotki, ale tego autorka już nie udowadnia, bo po co. Przecież - jak pisze - pojawiły się mówiące o tym „komentarze złośliwców”, a i prof. Kazimierz Kik, od urodzenia stojący po właściwej stronie, dokładnie i fachowo wszystko naświetlił.
Konkluzja artykułu red. Misiołek, która brzmi: „najwidoczniej nie nadszedł jeszcze czas kobiet w polskiej polityce”, jest jednak dla mnie, dla Sylwii Ługowskiej, Ilony Klejnowskiej i Anny Rożek nad wyraz krzepiąca. Skoro bowiem czasy nie sprzyjają jeszcze prawdziwym, postępowym kobietom, które zgodnie z duchem nowoczesności zadowoliłyby i panią red. Miziołek, i pana prof. Kika, to może w polityce poszczęści się skromnym, patriarchalnym „paprotkom”?
Magdalena Żuraw